Hermiona szła szybko w kierunku pociągu, widząc przed
sobą chyboczącą się głowę Rona. Kiedy jej przyjaciel wsiadł do
Ekspresu Hogwart, podała mu walizki i stanęła na pierwszym
schodku, chcąc wejść do środka. Nagle poczuła jak mocna dłoń
ściska jej ramię i ciągnie do tyłu. Usiłowała się
wyrwać, ale bezskutecznie. Po chwili ujrzała swoich przyjaciół w
jednym z przedziałów, który zaczął się ruszać. Pociąg
odjechał. Zrozpaczona szarpnęła mocno ramię i obróciła się w stronę
swojego napastnika. Znienawidzony ślizgon patrzył na nią z kpiącym
uśmiechem.
- I co teraz, Granger?
Hermiona obudziła się z bijącym sercem. Szybko rozejrzała się po pokoju. w którym drzemała smacznie Ginny – na ten widok poczuła, że zaczyny się uspokajać. „To tylko sen” wyszeptała do samej siebie i odetchnęła głęboko. Postanowiła zejść na dół, by napić się wody, więc ostrożnie podeszła na palcach do drzwi i przemknęła do kuchni. Po uspokojeniu swojego pragnienia wróciła na górę, gdzie rzuciły jej się w oczy uchylone drzwi obok jej pokoju. Zainteresowana podeszła bliżej. Wiedziała, że Malfoy już tam nie mieszka, nie zaszkodzi jej więc rozejrzenie się po jego sypialni. Zresztą nie miała nic ciekawszego do roboty, a skutecznie rozbudzona realistycznym snem, postanowiła wejść do środka.
Stanęła na progu dość rozczarowana. Co prawda już raz tutaj weszła i widziała wtedy, że miejsce to nie różniło się za bardzo od jej pokoju, miała jednak nadzieję na znalezienie czegoś, co potwierdzi ślizgońską obecność w Norze. Odkąd Malfoy wyjechał, coraz bardziej wydawało jej się to wszystko tylko jakimś głupim żartem – i chociaż wiedziała, że wszystko, czego się przez ostatni miesiąc dowiedziała, jest ponad wszelką wątpliwość prawdą, nachodziły ją absurdalne myśli. Ponieważ wiązało się to często z napadami złego humoru, Ron i Harry woleli wtedy trzymać się od niej z daleka.
Zrezygnowana usiadła na pustym i zimnym łóżku. Czuła, że zaczyna się dziać z nią coś niedobrego, chociaż nie była w stanie tego określić. Przecież ona jako osoba rozsądna nie miała w zwyczaju myszkować po opuszczonych pokojach o czwartej nad ranem. Głęboko westchnęła i przejechała dłonią po miękkiej pościeli. A więc tutaj jeszcze parę dni temu spał sobie spokojnie jej szkolny wróg, Draco Malfoy. Chociaż czy mogła go teraz nazywać wrogiem? To prawda, nadal nie za bardzo się lubili, ale był on jednak po ich stronie, po stronie Zakonu. „Zresztą to nieważne czy on jest wrogiem czy nie” stwierdziła zirytowana w myślach „I tak go nienawidzę”.
Czy na pewno? Usłyszała cichy głosik w swojej głowie. Zignorowała go i podeszła do okna przyglądając się wschodowi słońca.
- I co teraz, Granger?
Hermiona obudziła się z bijącym sercem. Szybko rozejrzała się po pokoju. w którym drzemała smacznie Ginny – na ten widok poczuła, że zaczyny się uspokajać. „To tylko sen” wyszeptała do samej siebie i odetchnęła głęboko. Postanowiła zejść na dół, by napić się wody, więc ostrożnie podeszła na palcach do drzwi i przemknęła do kuchni. Po uspokojeniu swojego pragnienia wróciła na górę, gdzie rzuciły jej się w oczy uchylone drzwi obok jej pokoju. Zainteresowana podeszła bliżej. Wiedziała, że Malfoy już tam nie mieszka, nie zaszkodzi jej więc rozejrzenie się po jego sypialni. Zresztą nie miała nic ciekawszego do roboty, a skutecznie rozbudzona realistycznym snem, postanowiła wejść do środka.
Stanęła na progu dość rozczarowana. Co prawda już raz tutaj weszła i widziała wtedy, że miejsce to nie różniło się za bardzo od jej pokoju, miała jednak nadzieję na znalezienie czegoś, co potwierdzi ślizgońską obecność w Norze. Odkąd Malfoy wyjechał, coraz bardziej wydawało jej się to wszystko tylko jakimś głupim żartem – i chociaż wiedziała, że wszystko, czego się przez ostatni miesiąc dowiedziała, jest ponad wszelką wątpliwość prawdą, nachodziły ją absurdalne myśli. Ponieważ wiązało się to często z napadami złego humoru, Ron i Harry woleli wtedy trzymać się od niej z daleka.
Zrezygnowana usiadła na pustym i zimnym łóżku. Czuła, że zaczyna się dziać z nią coś niedobrego, chociaż nie była w stanie tego określić. Przecież ona jako osoba rozsądna nie miała w zwyczaju myszkować po opuszczonych pokojach o czwartej nad ranem. Głęboko westchnęła i przejechała dłonią po miękkiej pościeli. A więc tutaj jeszcze parę dni temu spał sobie spokojnie jej szkolny wróg, Draco Malfoy. Chociaż czy mogła go teraz nazywać wrogiem? To prawda, nadal nie za bardzo się lubili, ale był on jednak po ich stronie, po stronie Zakonu. „Zresztą to nieważne czy on jest wrogiem czy nie” stwierdziła zirytowana w myślach „I tak go nienawidzę”.
Czy na pewno? Usłyszała cichy głosik w swojej głowie. Zignorowała go i podeszła do okna przyglądając się wschodowi słońca.
*
* *
- Wyglądasz na
niewyspaną, kochanie – usłyszała nagle wyrywający ją z
rozmyślań głos pani Weasley – Chcesz jeszcze trochę chleba?
- Ach, nie dziękuję – wydukała, patrząc na pusty talerz – Chyba już się najadłam.
Mina mamy Rona wskazywała na to, że szczerze w to wątpi, ale nic już nie powiedziała. Gryfonka była jej za to wdzięczna – nie wiedziała, jak miałaby wytłumaczyć fakt, że nie przespała połowy nocy. Kiedy wychodziła z kuchni, została jednak przez nią zatrzymana. Z miną straceńca została z panią Weasley sam na sam.
- Hermiono, mam do Ciebie wielką prośbę – powiedziała kobieta z zatroskaną miną – Młody Draco zostawił w swoim pokoju odznakę prefekta. Byłabyś tak kochana i mu ją oddała? Poprosiłabym Rona, ale wiem, że oni nie za bardzo się lubią i...
Dziewczyna poczuła, jak coś dziwnego przewraca jej się w brzuchu. Z uśmiechem wzięła podaną jej odznakę.
- Oczywiście, pani Weasley – odpowiedziała, chowając przedmiot do kieszeni – Malfoy nawet nie zauważy, że ją zgubił.
- Ach, nie dziękuję – wydukała, patrząc na pusty talerz – Chyba już się najadłam.
Mina mamy Rona wskazywała na to, że szczerze w to wątpi, ale nic już nie powiedziała. Gryfonka była jej za to wdzięczna – nie wiedziała, jak miałaby wytłumaczyć fakt, że nie przespała połowy nocy. Kiedy wychodziła z kuchni, została jednak przez nią zatrzymana. Z miną straceńca została z panią Weasley sam na sam.
- Hermiono, mam do Ciebie wielką prośbę – powiedziała kobieta z zatroskaną miną – Młody Draco zostawił w swoim pokoju odznakę prefekta. Byłabyś tak kochana i mu ją oddała? Poprosiłabym Rona, ale wiem, że oni nie za bardzo się lubią i...
Dziewczyna poczuła, jak coś dziwnego przewraca jej się w brzuchu. Z uśmiechem wzięła podaną jej odznakę.
- Oczywiście, pani Weasley – odpowiedziała, chowając przedmiot do kieszeni – Malfoy nawet nie zauważy, że ją zgubił.
Kiedy doszła do drzwi, szybko ukryła zgubę w kufrze. Bała się, by nie dobrali się do niej jej przyjaciele –
znała ich i wiedziała, że mogliby zrobić coś złośliwego.
Owinęła ją pieczołowicie w znaleziony szal i wyszła z pokoju.
Czuła podskórnie, że czeka ich trudny rok. Nie
tylko pod względem nauki – to jej nie przerażało, gryfonka
całkiem lubiła się uczyć – ale dziewczyna obawiała się trochę
o życie swoich przyjaciół. „Oczywiście, póki Dumbledore jest w
Hogwarcie, wszyscy są bezpieczni” pomyślała uspokojona, ale
nawet to nie przegoniło jej mrocznych myśli.
*
* *
-
Peron 9 i ¾, kochani! - zaszczebiotała pani Weasley, kiedy całą
grupą przeszli przez ścianę na dworcu King's Cross. Jak zawsze
roiło się tu od uczniów Hogwartu i ich rodzin – nie brakowało
również przeróżnych magicznych zwierząt. Hermiona mogłaby
przysiąc, że widziała w pudełku jednego pierwszoklasisty żywego
węża.
Razem z Harrym i Ronem pożegnała się i wsiadła do pociągu, szukając wolnego przedziału. Przeciskając się przez tłum, dotarli wreszcie do ostatniego wagonu, gdzie spotkali Nevilla i Lunę.
- Hej wszystkim! - zawołał pucułowaty chłopiec, bardzo uradowany na ich widok. W rękach niósł jakąś dziwną roślinę, która wyglądała na umierającą. Całe towarzystwo pamiętając o ostatnim niebezpiecznym nabytku Nevilla, który pryskało ropą, kiedy się je dźgnęło, trzymało się w stosownej odległości od tego niezidentyfikowanego obiektu.
Wreszcie znaleźli wolny przedział. Rozsiedli się wygodnie (a przynajmniej na tyle wygodnie , na ile pozwalał im biegający Krzywołap i klatki z sowami). Przez większość czasu rozmawiali o różnych nieistotnych sprawach – o GD, szkole, nauce. W końcu wszyscy umilkli, posilając się czekoladowymi żabami kupionymi przez Harry'ego.
Ciszę przerwała jednak Ginny wbiegając nagle do ich przedziału. Usiadła obok Rona, częstując się jego niedokończoną żabą.
- Nie mogę znieść tego Zachariasza…
- Kogo? - zapytał Ron, biorąc kolejny smakołyk.
- Zachariasza Smitha, tego kretyna z Hufflepuffu, chodził na GD, pamiętasz? W każdym razie cały czas wypytywał mnie o to, co się stało pod koniec roku, musiałam w końcu rzucić w niego klątwą, żeby się odczepił…
Hermiona powoli przestawała ich słuchać. Zatopiona we własnych myślach spojrzała za okno. Ostatnio zdarzało się jej to coraz częściej. Przez chwilę obserwowała jak pociąg mknie lekko między zielonymi pagórkami.
- Hermiono? - usłyszała nagle i oderwała wzrok od spłoszonego jelenia, przypatrującego się podejrzliwie pociągowi. Zdezorientowana spojrzała na twarze przyjaciół.
- Zastanawialiśmy się właśnie czy ten dupek Malfoy ma zamiar spędzić z nami Boże Narodzenie – wyjaśnił jej Ron, otwierając opakowanie fasolek wszystkich smaków – Bo jeśli tak to ja zostaję w Hogwarcie. Już i tak dostatecznie uprzykrzył nam życie w wakacje.
- Daj spokój, nie było tak źle – powiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami – Zresztą pewnie do nas przyjedzie, w końcu jego dom jest pod obserwacją.
- Ciekawe co na to wszystko Lucjusz Malfoy – uśmiechnął się pod nosem Harry – Jego syn spędza wakacje u zdrajców krwi…
- Harry – westchnęła Hermiona, patrząc na niego jak na kompletnego idiotę – Chyba nie myślisz, że jego ojciec o czymkolwiek wie? Przecież siedzi w Azkabanie…
- Miejmy nadzieję, że na zawsze – skwitował rudzielec.
Hermiona westchnęła i popatrzyła na drzwi od przedziału, akurat kiedy przechodził obok nich ktoś znajomy…
„Malfoy!” przemknęło jej przez głowę i musiała upomnieć się, żeby nie wstać i nie wybiec na korytarz. Skarciła się w myślach – nie mogła przecież odezwać się do ślizgona na oczach wszystkich uczniów, wyglądałoby to co najmniej podejrzanie. Cała szkoła uważała przecież, że ona i jej przyjaciele są jego największymi wrogami. Hermiona nawet nie wiedziała, że będzie potrzebowała aż tak silnej woli, żeby zachowywać się jak dawniej. Pokręciła zrezygnowana głową i zaczęła zastanawiać się, jak w takim razie ma mu oddać odznakę prefekta?
Razem z Harrym i Ronem pożegnała się i wsiadła do pociągu, szukając wolnego przedziału. Przeciskając się przez tłum, dotarli wreszcie do ostatniego wagonu, gdzie spotkali Nevilla i Lunę.
- Hej wszystkim! - zawołał pucułowaty chłopiec, bardzo uradowany na ich widok. W rękach niósł jakąś dziwną roślinę, która wyglądała na umierającą. Całe towarzystwo pamiętając o ostatnim niebezpiecznym nabytku Nevilla, który pryskało ropą, kiedy się je dźgnęło, trzymało się w stosownej odległości od tego niezidentyfikowanego obiektu.
Wreszcie znaleźli wolny przedział. Rozsiedli się wygodnie (a przynajmniej na tyle wygodnie , na ile pozwalał im biegający Krzywołap i klatki z sowami). Przez większość czasu rozmawiali o różnych nieistotnych sprawach – o GD, szkole, nauce. W końcu wszyscy umilkli, posilając się czekoladowymi żabami kupionymi przez Harry'ego.
Ciszę przerwała jednak Ginny wbiegając nagle do ich przedziału. Usiadła obok Rona, częstując się jego niedokończoną żabą.
- Nie mogę znieść tego Zachariasza…
- Kogo? - zapytał Ron, biorąc kolejny smakołyk.
- Zachariasza Smitha, tego kretyna z Hufflepuffu, chodził na GD, pamiętasz? W każdym razie cały czas wypytywał mnie o to, co się stało pod koniec roku, musiałam w końcu rzucić w niego klątwą, żeby się odczepił…
Hermiona powoli przestawała ich słuchać. Zatopiona we własnych myślach spojrzała za okno. Ostatnio zdarzało się jej to coraz częściej. Przez chwilę obserwowała jak pociąg mknie lekko między zielonymi pagórkami.
- Hermiono? - usłyszała nagle i oderwała wzrok od spłoszonego jelenia, przypatrującego się podejrzliwie pociągowi. Zdezorientowana spojrzała na twarze przyjaciół.
- Zastanawialiśmy się właśnie czy ten dupek Malfoy ma zamiar spędzić z nami Boże Narodzenie – wyjaśnił jej Ron, otwierając opakowanie fasolek wszystkich smaków – Bo jeśli tak to ja zostaję w Hogwarcie. Już i tak dostatecznie uprzykrzył nam życie w wakacje.
- Daj spokój, nie było tak źle – powiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami – Zresztą pewnie do nas przyjedzie, w końcu jego dom jest pod obserwacją.
- Ciekawe co na to wszystko Lucjusz Malfoy – uśmiechnął się pod nosem Harry – Jego syn spędza wakacje u zdrajców krwi…
- Harry – westchnęła Hermiona, patrząc na niego jak na kompletnego idiotę – Chyba nie myślisz, że jego ojciec o czymkolwiek wie? Przecież siedzi w Azkabanie…
- Miejmy nadzieję, że na zawsze – skwitował rudzielec.
Hermiona westchnęła i popatrzyła na drzwi od przedziału, akurat kiedy przechodził obok nich ktoś znajomy…
„Malfoy!” przemknęło jej przez głowę i musiała upomnieć się, żeby nie wstać i nie wybiec na korytarz. Skarciła się w myślach – nie mogła przecież odezwać się do ślizgona na oczach wszystkich uczniów, wyglądałoby to co najmniej podejrzanie. Cała szkoła uważała przecież, że ona i jej przyjaciele są jego największymi wrogami. Hermiona nawet nie wiedziała, że będzie potrzebowała aż tak silnej woli, żeby zachowywać się jak dawniej. Pokręciła zrezygnowana głową i zaczęła zastanawiać się, jak w takim razie ma mu oddać odznakę prefekta?