poniedziałek, 24 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 6 - Powrót na stare śmieci

Hermiona szła szybko w kierunku pociągu, widząc przed sobą chyboczącą się głowę Rona. Kiedy jej przyjaciel wsiadł do Ekspresu Hogwart, podała mu walizki i stanęła na pierwszym schodku, chcąc wejść do środka. Nagle poczuła jak mocna dłoń ściska jej ramię i ciągnie do tyłu. Usiłowała się wyrwać, ale bezskutecznie. Po chwili ujrzała swoich przyjaciół w jednym z przedziałów, który zaczął się ruszać. Pociąg odjechał. Zrozpaczona szarpnęła mocno ramię i obróciła się w stronę swojego napastnika. Znienawidzony ślizgon patrzył na nią z kpiącym uśmiechem.
- I co teraz, Granger?


Hermiona obudziła się z bijącym sercem. Szybko rozejrzała się po pokoju. w którym drzemała smacznie Ginny – na ten widok poczuła, że zaczyny się uspokajać. „To tylko sen” wyszeptała do samej siebie i odetchnęła głęboko. Postanowiła zejść na dół, by napić się wody, więc ostrożnie podeszła na palcach do drzwi i przemknęła do kuchni. Po uspokojeniu swojego pragnienia wróciła na górę, gdzie rzuciły jej się w oczy uchylone drzwi obok jej pokoju. Zainteresowana podeszła bliżej. Wiedziała, że Malfoy już tam nie mieszka, nie zaszkodzi jej więc rozejrzenie się po jego sypialni. Zresztą nie miała nic ciekawszego do roboty, a skutecznie rozbudzona realistycznym snem, postanowiła wejść do środka.
Stanęła na progu dość rozczarowana. Co prawda już raz tutaj weszła i widziała wtedy, że miejsce to nie różniło się za bardzo od jej pokoju, miała jednak nadzieję na znalezienie czegoś, co potwierdzi ślizgońską obecność w Norze. Odkąd Malfoy wyjechał, coraz bardziej wydawało jej się to wszystko tylko jakimś głupim żartem – i chociaż wiedziała, że wszystko, czego się przez ostatni miesiąc dowiedziała, jest ponad wszelką wątpliwość prawdą, nachodziły ją absurdalne myśli. Ponieważ wiązało się to często z napadami złego humoru, Ron i Harry woleli wtedy trzymać się od niej z daleka.
Zrezygnowana usiadła na pustym i zimnym łóżku. Czuła, że zaczyna się dziać z nią coś niedobrego, chociaż nie była w stanie tego określić. Przecież ona jako osoba rozsądna nie miała w zwyczaju myszkować po opuszczonych pokojach o czwartej nad ranem. Głęboko westchnęła i przejechała dłonią po miękkiej pościeli. A więc tutaj jeszcze parę dni temu spał sobie spokojnie jej szkolny wróg, Draco Malfoy. Chociaż czy mogła go teraz nazywać wrogiem? To prawda, nadal nie za bardzo się lubili, ale był on jednak po ich stronie, po stronie Zakonu. „Zresztą to nieważne czy on jest wrogiem czy nie” stwierdziła zirytowana w myślach „I tak go nienawidzę”.
Czy na pewno? Usłyszała cichy głosik w swojej głowie. Zignorowała go i podeszła do okna przyglądając się wschodowi słońca.

* * *

- Wyglądasz na niewyspaną, kochanie – usłyszała nagle wyrywający ją z rozmyślań głos pani Weasley – Chcesz jeszcze trochę chleba?
- Ach, nie dziękuję – wydukała, patrząc na pusty talerz – Chyba już się najadłam.
Mina mamy Rona wskazywała na to, że szczerze w to wątpi, ale nic już nie powiedziała. Gryfonka była jej za to wdzięczna – nie wiedziała, jak miałaby wytłumaczyć fakt, że nie przespała połowy nocy. Kiedy wychodziła z kuchni, została jednak przez nią zatrzymana. Z miną straceńca została z panią Weasley sam na sam.
- Hermiono, mam do Ciebie wielką prośbę – powiedziała kobieta z zatroskaną miną – Młody Draco zostawił w swoim pokoju odznakę prefekta. Byłabyś tak kochana i mu ją oddała? Poprosiłabym Rona, ale wiem, że oni nie za bardzo się lubią i...
Dziewczyna poczuła, jak coś dziwnego przewraca jej się w brzuchu. Z uśmiechem wzięła podaną jej odznakę.
- Oczywiście, pani Weasley – odpowiedziała, chowając przedmiot do kieszeni – Malfoy nawet nie zauważy, że ją zgubił.
Kiedy doszła do drzwi, szybko ukryła zgubę w kufrze. Bała się, by nie dobrali się do niej jej przyjaciele – znała ich i wiedziała, że mogliby zrobić coś złośliwego. Owinęła ją pieczołowicie w znaleziony szal i wyszła z pokoju.
Czuła podskórnie, że czeka ich trudny rok. Nie tylko pod względem nauki – to jej nie przerażało, gryfonka całkiem lubiła się uczyć – ale dziewczyna obawiała się trochę o życie swoich przyjaciół. „Oczywiście, póki Dumbledore jest w Hogwarcie, wszyscy są bezpieczni” pomyślała uspokojona, ale nawet to nie przegoniło jej mrocznych myśli.
 
* * *

- Peron 9 i ¾, kochani! - zaszczebiotała pani Weasley, kiedy całą grupą przeszli przez ścianę na dworcu King's Cross. Jak zawsze roiło się tu od uczniów Hogwartu i ich rodzin – nie brakowało również przeróżnych magicznych zwierząt. Hermiona mogłaby przysiąc, że widziała w pudełku jednego pierwszoklasisty żywego węża.
Razem z Harrym i Ronem pożegnała się i wsiadła do pociągu, szukając wolnego przedziału. Przeciskając się przez tłum, dotarli wreszcie do ostatniego wagonu, gdzie spotkali Nevilla i Lunę.
- Hej wszystkim! - zawołał pucułowaty chłopiec, bardzo uradowany na ich widok. W rękach niósł jakąś dziwną roślinę, która wyglądała na umierającą. Całe towarzystwo pamiętając o ostatnim niebezpiecznym nabytku Nevilla, który pryskało ropą, kiedy się je dźgnęło, trzymało się w stosownej odległości od tego niezidentyfikowanego obiektu.
Wreszcie znaleźli wolny przedział. Rozsiedli się wygodnie (a przynajmniej na tyle wygodnie , na ile pozwalał im biegający Krzywołap i klatki z sowami). Przez większość czasu rozmawiali o różnych nieistotnych sprawach – o GD, szkole, nauce. W końcu wszyscy umilkli, posilając się czekoladowymi żabami kupionymi przez Harry'ego.
Ciszę przerwała jednak Ginny wbiegając nagle do ich przedziału. Usiadła obok Rona, częstując się jego niedokończoną żabą.
- Nie mogę znieść tego Zachariasza…
- Kogo? - zapytał Ron, biorąc kolejny smakołyk.
- Zachariasza Smitha, tego kretyna z Hufflepuffu, chodził na GD, pamiętasz? W każdym razie cały czas wypytywał mnie o to, co się stało pod koniec roku, musiałam w końcu rzucić w niego klątwą, żeby się odczepił…
Hermiona powoli przestawała ich słuchać. Zatopiona we własnych myślach spojrzała za okno. Ostatnio zdarzało się jej to coraz częściej. Przez chwilę obserwowała jak pociąg mknie lekko między zielonymi pagórkami.
- Hermiono? - usłyszała nagle i oderwała wzrok od spłoszonego jelenia, przypatrującego się podejrzliwie pociągowi. Zdezorientowana spojrzała na twarze przyjaciół.
- Zastanawialiśmy się właśnie czy ten dupek Malfoy ma zamiar spędzić z nami Boże Narodzenie – wyjaśnił jej Ron, otwierając opakowanie fasolek wszystkich smaków – Bo jeśli tak to ja zostaję w Hogwarcie. Już i tak dostatecznie uprzykrzył nam życie w wakacje.
- Daj spokój, nie było tak źle – powiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami – Zresztą pewnie do nas przyjedzie, w końcu jego dom jest pod obserwacją.
- Ciekawe co na to wszystko Lucjusz Malfoy – uśmiechnął się pod nosem Harry – Jego syn spędza wakacje u zdrajców krwi…
- Harry – westchnęła Hermiona, patrząc na niego jak na kompletnego idiotę – Chyba nie myślisz, że jego ojciec o czymkolwiek wie? Przecież siedzi w Azkabanie…
- Miejmy nadzieję, że na zawsze – skwitował rudzielec.
Hermiona westchnęła i popatrzyła na drzwi od przedziału, akurat kiedy przechodził obok nich ktoś znajomy…
„Malfoy!” przemknęło jej przez głowę i musiała upomnieć się, żeby nie wstać i nie wybiec na korytarz. Skarciła się w myślach – nie mogła przecież odezwać się do ślizgona na oczach wszystkich uczniów, wyglądałoby to co najmniej podejrzanie. Cała szkoła uważała przecież, że ona i jej przyjaciele są jego największymi wrogami. Hermiona nawet nie wiedziała, że będzie potrzebowała aż tak silnej woli, żeby zachowywać się jak dawniej. Pokręciła zrezygnowana głową i zaczęła zastanawiać się, jak w takim razie ma mu oddać odznakę prefekta? 
 

środa, 5 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 5 - Na ulicy Pokątnej

Mimo że Hermiona nie uzyskała odpowiedzi na swoje pytanie, coraz rzadziej myślała o powodzie dołączenia Malfoya do Zakonu. Ślizgon widocznie nie zamierzał nikomu tego wyjawiać, a dziewczyna nie widziała powodu, dla którego powinna ciągle go o ty wypytywać. Stosunki między nią a chłopakiem trochę się polepszyły – traktowali się z wymuszoną uprzejmością (a przynajmniej Hermiona, bo cokolwiek ślizgon nie powiedział, podszyte było ironią), a jeśli mogli to po prostu unikali swojego towarzystwa. Gryfonka podejrzewała, że Malfoy powstrzymuje się od nazwania jej szlamą, ponieważ zdaje sobie sprawę, że to prawdopodobnie Hermiona zapobiega wszelkim morderczym zapędom Weasleyów. Ciągle jednak zwracał się do niej po nazwisku i widocznie postanowił puścić w niepamięć moment, kiedy przypadkowo użył jej imienia. Hermionie było to bardzo na rękę, nie chciała bowiem zastanawiać się nad tym nadzwyczajnym jak na Malfoya zachowaniu. Większość czasu spędzała w towarzystwie Harry'ego i Rona i po raz pierwszy w życiu zaczynała czuć pewnego rodzaju smutek na myśl o wróceniu do szkoły.
- Ty, Hermiono? - zawołał zszokowany Ron, grając w szachy i atakując skoczkiem gońca Harry'ego. - Nie wierzę! Przecież w Hogwarcie masz lekcje no i...bibliotekę, nie możesz się smucić z powodu nauki!
Ale Hermiona popatrzyła na niego jak na karalucha, więc Ron postanowił już nic więcej nie dodawać.
Wakacje dobiegały końca i trzeba było pomyśleć o kupieniu potrzebnych rzeczy do szkoły. Kiedy przyleciały sowy z Hogwartu (Harry został kapitanem drużyny gryfonów) pani Weasley stwierdziła, że nadszedł czas wybrać się na ulicę Pokątną. Po śniadaniu wszyscy w wyśmienitych humorach czekali na samochody z Ministerstwa Magii, Hermiona postanowiła więc zapytać panią Weasley o pewną kwestię, która nurtowała ją od rana.
- Przepraszam, pani Weasley – zagadnęła ją, kiedy stały już na zewnątrz Nory – Ale Malfoy nie idzie z nami?
- Niestety nie może, obawiam się, że to zbyt niebezpieczne – odpowiedziała mama Rona, po czym dodała – Wiesz, oficjalnie nasze rodziny nie są w najlepszych stosunkach. To mogłoby wyglądać podejrzanie, gdyby młody Draco z nami spacerował.
- No tak – potwierdziła dziewczyna, widząc jadące w kierunku domostwa samochody. - Ale…
- Nie martw się, zakupię wszystkie rzeczy, jakie są mu potrzebne – odpowiedziała dobrodusznie pani Weasley i skierowała się w kierunku samochodu. Kiedy Hermiona do niego wsiadała, pomyślała, że Draco Malfoy chyba poczuje ulgę, kiedy wróci do szkoły – znowu będzie mógł ich swobodnie nienawidzić.

* * *

Ulica Pokątna zmieniła się nie do poznania. Wszystkie kolorowe witryny obklejone były ulotkami o zasadach bezpieczeństwa albo afiszami Ministerstwa Magii. Hermiona dopatrzyła się też parę plakatów, które przedstawiały twarze zbiegłych śmierciożerców. Ludzie chodzili w grupkach – nikt nie odwiedzał sklepów pojedynczo.
Wszyscy od razu skierowali się do sklepu Freda i Georga. Hermiona zauważyła, że na półkach leżą Bombonierki Leserów, które bliźniacy sprzedawali w Hogwarcie. Razem z Ginny długo oglądały pigmejskie puszki – małe, puszyste kulki w różnych odcieniach różu i fioletu.
- Są takie słodkie! - zawołała Ginny, rozpływając się nad zwierzątkami – Muszę zawołać mamę, może mi jednego kupi!
Hermiona z niesmakiem podeszła do półki na, której leżały eliksiry miłosne – kto chciałby użyć czegoś takiego? Wiadomo było przecież, że eliksiry powodują raczej obsesję niż miłość. Dziewczyna prychnęła z pogardą.
- Ojoj, komuś się chyba nie podobają nasze eliskiry? - zapytał ją, Fred szczerząc zęby i schodząc ze schodów. - No cóż, jeśli to do Ciebie nie przemawia, Hermiono, to może znajdziemy Ci coś innego.
Gryfonka obserwowała przez chwilę jak bliźniacy grzebią w różnych pudłach, by w końcu wyjąć dwa identyczne pierścienie z granatowym kamieniem.
- To dopiero nowość, ale możemy dać Ci to za darmo – powiedział George, wpychając biżuterię w ręce dziewczyny. - Pierścienie teleportacyjne. Spokojnie możesz ich używać, nie mając nawet siedemnastu lat.
- Jak one działają? - zapytała gryfonka z zaciekawieniem przypatrując się pierścieniom. Miały ładny, prosty kształt – dokładnie taki jaki się jej podobał.
- Jeden z nich dajesz drugiej osobie. Kiedy chcecie się spotkać, przekręcasz kamień i teleportujesz się dokładnie obok niej.
- Albo na niej – mruknął George, patrząc na brata z niezadowoleniem. - Kiedy je testowaliśmy, Fred wylądował mi na głowie.
Hermiona zaśmiała się głośno, powodując, że parę osób obejrzało się na nią ze zdziwieniem.
- A więc to działa jak świstoklik? Tylko zamiast miejsca namierza się...osobę? - zapytała gryfonka przygryzając wargę.
- Dokładnie tak, Hermiono – mrugnął Fred, po czym poklepał Georga po ramieniu – Chodź, widzę, że Ron nazbierał już mnóstwo rzeczy, chyba czas go poinformować, że musi za nie zapłacić.
Po czym obydwoje zeszli na dół, śmiejąc się ze swojego żartu. Dziewczyna przyglądała się pierścieniom przez chwilę, po czym schowała je do kieszeni. Nie miała pojęcia, komu chciałaby dać drugi, ale stwierdziła, że nie będzie się nad tym zastanawiać w środku sklepu i ruszyła w stronę przyjaciół.
Wkrótce ona, Ron i Harry wyszli obładowani wielkimi pudłami. Rozmawiali jeszcze przez chwilę, a potem chłopacy oddalili się do sklepu Madame Malkin, by zakupić nowe szaty. Hermiona, która nie potrzebowała nowej, miała zamiar z powrotem wejść do sklepu bliźniaków, by odnaleźć panią Weasley, ale zatrzymała się w pół kroku. Po drugiej stronie, na ulicy Śmiertelnego Nokturnu przechadzał się spokojnie Draco Malfoy.
Dziewczyna obróciła głowę sprawdzając, czy ktoś jest w pobliżu. Na ulicy było pusto – widocznie wszyscy zainteresowani zakupami weszli do Magicznych Dowcipów Weasleyów. Nie namyślając się długo dziewczyna przebiegła na drugą stronę podchodząc do Malfoya.
- Malfoy! - syknęła cicho, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. - Malfoy!
Chłopak obrócił głowę, szukając źródła tego odgłosu. Kiedy jego spojrzenie padło na Hermione, nachmurzył się.
- Co ty tu robisz? - zapytała, uginając się pod ciężarem zakupów. - Miałeś zostać w Norze!
- Nie twoja sprawa, Granger – warknął zdenerwowany ślizgon, rozglądając się wokoło. - Wracaj do Weasleyów.
- Nie – odpowiedziała Hermiona, marszcząc brwi – Najpierw ty wyjaśnisz mi, co tu robisz. Przecież mama Rona wszystko Ci kupi!
- Nie muszę się przed tobą usprawiedliwiać – dodał wyraźnie zdenerwowany chłopak, patrząc na Hermionę spode łba.
- A właśnie, że musisz! - odpyskowała wściekła dziewczyna. Miała już dość ciągłego braku odpowiedzi. - Inaczej powiem…
Nagle usłyszała jakieś kroki. Zanim jednak zdążyła zobaczyć właściciela, poczuła jak silna ręka, chwyta ją za ramię i wyprowadza w stronę ulicy Pokątnej. Próbowała wyrwać się Malfoyowi, ale nie dała rady. Ślizgon bezceremonialnie wypchnął ją z ulicy Nokturnu.
- Malfoy, co…
- Hermiono, idź – powiedział twardo ślizgon, a dziewczyna zauważyła na jego twarzy jakąś bliżej nieokreśloną emocję. Strach?
- Ale…
- Proszę – dodał nagląco chłopak, patrząc w jej oczy. Gryfonka po chwili ruszyła się z miejsca i wyszła na zalaną słońcem ulicę. Kiedy się obróciła plecy Malfoya znikały w ciemnej alejce. 

* * *

Kiedy wróciła do domu, miała nadzieję zapytać chłopaka o sytuację, jaka się wydarzyła. Niestety - Malfoy wyraźnie jej unikał, spędzając całe dnie w swoim pokoju, a Hermiona nie miała odwagi wchodzić tam jeszcze raz. Domyśliła się jednak, że ślizgon spotykał się z kimś na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, słyszała przecież odgłos kroków. Pozostawało, więc pytanie – z kim? I czemu nie powiedział o tym pani Weasley?
Gryfonka nie miała jednak czasu się tym zamartwiać – zostały jej tylko dwa dni w Norze, które postanowiła w pełni wykorzystać na spędzenie czasu z przyjaciółmi. Dziewczyna czuła się jednak jakby czas przyspieszył. Nie wiadomo kiedy musiała już z ciężkim sercem pakować swój kufer, żeby następnego dnia znaleźć się na King's Cross na peronie dziewięć i trzy czwarte. Postanowiła znieść go na dół już wieczorem.
W salonie spotkała panią Weasley, która odkładała proszek Fiuu na kominek. Kiedy położyła kufer na podłodze, mama Rona spojrzała na nią roztargnionym wzrokiem.
- Ach, to ty Hermiono – stwierdziła kobieta – Jesteś może głodna?
- Nie, dziękuję – powiedziała szybko dziewczyna, obserwując dziwne zachowanie pani Weasley. Wydawała jej się czymś przytłoczona. - Może w czymś pomóc?
- Ach, nie, nie trzeba – odpowiedziała gospodyni, rozglądając się po pokoju mętnym wzrokiem. Hermiona skierowała się do wyjścia, lekko zaniepokojona stanem kobiety, ale obróciła się, kiedy ponownie usłyszała jej głos.
- Hermiono? - zapytała ją pani Weasley, podchodząc bliżej. - Czy mogłabyś, proszę przekazać reszcie, że Draco już wyjechał? I żebyście... zachowywali się wobec niego tak jak zawsze? Nikt nie może wiedzieć, że spędził tu wakacje. I nikt nie może wiedzieć, że on pomaga Zakonowi.
- Oczywiście – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się do mamy Rona. Pani Weasley westchnęła ciężko, opierając ramię o framugę drzwi.
- Biedny chłopak – powiedziała, a jej oczy napełniły się łzami – Jest mu bardzo ciężko... ale nie jest złym człowiekiem.
Po czym kręcąc głową, przeszła obok Hermiony i zniknęła w kuchni. Dziewczyna weszła po schodach, czując mętlik w głowie. W pewnym sensie przyzwyczaiła się do obecności ślizgona w tym domu - mimo tego, że prawie w ogóle go nie widziała. Czy teraz kiedy wrócą do Hogwartu, będzie w stanie ciągle czuć do niego niechęć? Hermiona wiedziała, że coś w jej stosunku do Malfoya się zmieniło, nie potrafiła jednak tego nazwać. Kiedy weszła do pokoju, z wielkim jękiem zwaliła się na łóżko, by po chwili zatonąć w krainie snów.

sobota, 1 sierpnia 2015

Zawiadomienie!

Witam wszystkich! 
Chciałam was poinformować o tym, że wyjeżdżam teraz na dwa tygodnie, w związku z czym trudno będzie mi publikować rozdziały. Przygotuję jeden lub dwa, które opublikują się same podczas mojej nieobecności. :D Mam nadzieję, że mimo tego się nie zniechęcicie i kiedy wrócę, ciągle będziecie gotowi przeczytać świeżo napisaną kontynuację!
- Pani Malfoy